Wyspa Kipsala jest ciekawą atrakcją na mapie Rygi. Bo nie oszukujmy się, przemysł turystyczny zagląda w Rydze niemal pod każdy kamień starego miasta. Sam jestem jednym z zaglądających, zatem nie mam tu jakichś pretensji.
Warto jednak czasami uciec od zgiełku, tłumów i starych zabytków – nawet jeśli te zabytki są tylko odbudowanymi replikami. Takim idealnym miejscem ucieczki jest wyspa Kipsala. Po co tam pójść? Powody są dwa.
- Pierwszym są stare, drewniane domy, stojące nad brzegiem Dźwiny.
- Drugim jest muzeum Zana Lipkisa czyli Łotewskiego bohatera, który podczas wojny uratował i przechowywał w swoim domu wielu Żydów.

Muzeum Zana Lipkisa w Rydze
Zacznijmy zatem od punktu drugiego, bo nie ukrywam, że chciałem zobaczyć to miejsce, chciałem zobaczyć odtworzony dom, w którym przechowywał Żydów. Ciekaw byłem narracji, jaką Łotysze zbudowali dookoła tej osoby. Cóż, nie dane mi było poznać, bo pomimo tego, że byłem w sobotę jeszcze przed 18stą, a tabliczka nad domofonem głosi, że obiekt jest czynny do 19stej, pocałowałem przysłowiową klamkę. Szkoda, ale co poradzić. Widocznie załoga muzeum miała ważniejszej kwestie do załatwienia. Potem szukałem czegoś więcej o tym miejscu i trafiłem na ten artykuł. Zerknijcie, bo absolutnie warto poczytać.

Drewniane domy Kipsali
Dlatego pozostało mi skupić się na zwiedzaniu wyspy. A klimat miejsca jest tak bardzo inny od tego, jaki panuje po drugiej stronie rzeki. Nie ma tu żadnych tłumów, można spokojnie usiąść na ławeczce i obserwować drugą stronę wody. Patrzeć na ogromne promy łączące Rygę z innymi miastami okolicy jak np. Tallin, można odpocząć po kilometrach zwiedzania. Dla chętnych są tu nawet restauracje, jeśli złapie nas głód, chęć na kieliszek wina lub kawę.


Ale kwintesencją Kipsali są wspomniane domy. Stare, drewniane konstrukcje, z charakterystycznych desek, pomalowane w stonowane lub krzykliwe kolory. Duże, wielorodzinne domy lub kameralne domki. Konstrukcje pięknie odremontowane, ale też i takie, gdzie straszą wybite szyby, pozapadane dachy i chaszcze dookoła obejścia. Ale widać też, że Kipsala się zmienia, bo coraz więcej tu luksusowych willi, zarówno zaadoptowanych ze starych domów, jak też zbudowanych od nowa.


Spacerując moją uwagę zwrócił kangur! Tak, kangur, który jest na szczycie jednego z domów. Okazuje się, że to tak zwany Dom Australijczyka. Nazwa pochodzi stąd, że jakiś prymityw z Australii kupił na wyspie stary dom i zaczął go rozbierać, chcąc stworzyć miejsce pod jakąś nową konstrukcję. Na szczęście rozbiórka została zablokowana a dom odbudowany, deczko w innym, bardziej nowoczesnym stylu, ale przetrwał. A na pamiątkę na szczycie umieszczono kangura. Ale po więcej historii domów wejdźcie na wspomniany wyżej artykuł na blogu. Naprawdę warto!

