Jarosław ma wszystko, czego potrzeba, by stać się turystycznym magnesem, miastem magicznym przyciągającym tłumy turystów. Są tu piękne zabytki, jest wspaniała historia, są atrakcyjne podziemia. Ale Jarosław chyba nie ma strategii, jak się tą turystyczną perłą wschodniej Polski stać.
Jarosław zaskakuje
Spis treści
Do Jarosławia przyjechałem z Zamościa, bo na długi weekend postanowiłem wyruszyć na wschód Polski, zobaczyć te wspaniałe atrakcje, których dotychczas nie widziałem na własne oczy. Pierwsze zaskoczenie: niesamowita szyldoza na głównej ulicy, czyli szyldy, każdy będący z innej parafii, wiszące wszędzie i nawet na przepięknych zabytkowych kamienicach. Ale to nie jest specyfika Jarosławia, to po prostu polska choroba, która trawi kraj od Odry po Bug.
Drugie zaskoczenie było tuż po tym, jak doszedłem do zabytkowego centrum Jarosławia. Przyznam się Wam, że nie byłem pewien, czy dobrze trafiłem, czy to aby na pewno to miejsce. Dlaczego miałem wątpliwości? Bo nie spodziewałem się, że to co miasto ma najpiękniejszego, będzie zastawione szczelnie samochodami. Że na tle zabytkowych, przepięknych kamieniczek zawsze w kadrze znajdą się samochody, szczelnie wypełniające plac. Aż mi serce krwawiło, kiedy patrzyłem na przepięknej urody ratusz, na kamienicę Orsettich, która śmiało mogłaby być ozdobą każdego miasta nie tylko w Polsce, lecz nawet w Europie…
Było mi smutno, bo wyobraziłem sobie rynek jako miejsce, gdzie stoją parasole knajpek, przechadzają się turyści, gdzieś grają jacyś uliczni artyści, gdzieś nad tym całym obrazkiem unosi się wesoły krzyk i śmiech ludzi. W zamian za to stałem na sporym parkingu. Od razu na myśl przyszedł mi Pułtusk, który śmiało mogę nazwać najdłuższym parkingiem w Europie, chociaż on sam woli się szczycić posiadaniem najdłuższego brukowanego rynku w Europie.
Wróćmy jednak do Jarosławia, bo musiałem się oswoić z zaistniałą sytuacją, a nic nie koi moich nerwów tak dobrze jak to, co kocham, czyli kawa. Spojrzałem na parasole przed drzwiami i mój wybór padł na kawiarnię Galeria Przedmiotu. Ponieważ na dworze był upał, usiadłem w środku. Nawet mi się to spodobało, bo nie widziałem tych zaparkowanych wszędzie, szpetnych samochodów, ale jeśli ktoś ma chęć zająć miejsce na zewnątrz, to będzie miał widok na ratusz.
A dlaczego piszę o kawiarni? Bo okazuje się, że trafiłem na żywy przykład, że integracja jest możliwa, że chcieć to móc i że niepełnosprawni mogą się fantastycznie włączyć w społeczeństwo. Tak, część obsługi miała jakieś delikatne dysfunkcje, ale była jednocześnie mega profesjonalna, rozbrajająco miła i na wskroś kompetentna. Fantastyczne miejsce! Aha, kawa i szczególnie ciasta też są pierwsza klasa!
Zwiedzając atrakcje Jarosławia
Ale dość siedzenia, bo do Jarosławia przyjechałem zwiedzać! A od czego najlepiej zacząć zwiedzanie miasta, o którym nie ma się dużej wiedzy? Od odwiedzin w informacji turystycznej! I tu chylę czoła przed włodarzami miasta, że takie miejsce jest i że pracujące tam osoby wiedzą o swoim mieście wszystko. Szybko zostało mi wytłumaczone, co i gdzie można zobaczyć, że Jarosław ma dwie podziemne trasy, że jest czarna kaplica itp. I tylko nie potrafiły mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na rynku jest jeden wielki parking. Ale cóż, to w małych miasteczkach jest zawsze pytaniem politycznym.
Dwie trasy podziemne Jarosławia
Jarosław ma dwie podziemne trasy, o kompletnie innym klimacie i oferujące inne wrażenia. Pierwsza trasa a raczej Podziemne Przejście Turystyczne zaczyna się w budynku informacji turystycznej. Wychodzimy z pracownikiem do hallu i tam po schodach zstępujemy pod powierzchnię. Co więcej, ta trasa to tak w zasadzie muzeum, bo wędrując przez sale, poznajemy historię Jarosławia oraz fakty z życia i rozwoju miasta.
Zatem jest tu np. warsztat, w którym wyrabiało i wypalało się gliniane naczynia, jest izba domu z piecem, jest też spiżarnia, gdzie na półkach stoją różne słoje. Niestety nie wiadomo czy w słojach są nalewki i czy można ich spróbować 😉 Aha, zapomniałbym, bo dla najmłodszych jest też coś interaktywnego, dzięki któremu popłyniemy rzekami aż do Gdańska. Rzecz jasna z towarami, które spławiano z Jarosławia i dzięki którym miasto przeżywało rozwój i którym zawdzięczało dobrobyt.
Ale tego typu muzeów już się w życiu naoglądałem, dlatego jakoś bardziej podobała mi się druga trasa – Podziemna Trasa Turystyczna im. prof. Feliksa Zalewskiego. Co prawda nie jest ona tak dostępna jak opisana powyżej, jest tu zaledwie kilka wejść dziennie i trzeba wycyrklować w konkretną godzinę. Ale o 15, tak jak jest napisane na informacji na drzwiach, melduję się wewnątrz kamienicy i wraz z dwójką innych turystów zaczynamy zwiedzanie. Jak to w przypadku podziemnych tras najpierw dostajemy ostrzeżenie, że na dole jest chłodno, a potem można zacząć zwiedzanie. Nasza przewodniczka co prawda uprzedza, że w każdej chwili może przyjść jakaś grupa specjalistów z UNESCO, która chce obejrzeć jedyny, oryginalny i zachowany sufit wielkiej izby kamienicy w stylu jarosławskim, ale i tak idziemy zwiedzać.
Powiem Wam, że może sama trasa nie jest jakoś wiece zaskakująca, może nie ma tu jakichś dziwów nad dziwy i jeśli widzieliście już w życiu kilka tego typu podziemi, to nic tu Was nie zaskoczy, ale podobało mi się. Lubię ten typ zabytków, gdzie czerwona cegła tworzy klimat, gdzie historia wręcz wisi w powietrzu. Lubię oglądać nisze i szyby, którymi do podziemi spuszczano towary, lubię te strome wejścia i zejścia pomiędzy komorami. Klimatu dopełniał tu jeszcze fakt, że w kątach stały świece – to pozostałość po Nocy Muzeów, która była niedawno organizowana. Wtedy, w blasku migoczących ogni, musiało tu być jeszcze ciekawiej.
Historia Jarosławia, którą słyszę przy okazji
Ale podczas wędrówki z przewodniczką po podziemiach Kamienicy Rydzikowskiej (kamienica typu jarosławskiego) poznajemy także wiele faktów na temat historii nie tylko podziemi, ale także Jarosławia. Dowiemy się nie tylko tego, że podziemia były kilkukondygnacyjne, że ich drążenie było relatywnie proste i tanie, bo less drąży się bardzo łatwo. Przewodniczka opowie o tym, że zwiedzane podziemia są nawet 9 metrów pod powierzchnią rynku, ale będziemy mieli też dawkę wiedzy o jednaj z największych katastrof budowlanych, jakie miały miejsce w powojennej Polsce.
Okazuje się bowiem, że o ile od XV do XVII wieku podziemia kamienic były intensywnie użytkowane, że ich wynajem był bardzo drogi, że dbano o nie jak o najcenniejszy skarb, tak później powoli popadały w zapomnienie. A jeśli o czymś się nie pamięta, to się o to nie dba. Dlatego zbierała się w nich woda, niektóre korytarze zapadały się, woda wciąż się podnosiła i podmywała fundamenty. Po drugiej wojnie światowej zawaliły się w rynku pierwsze kamienice a do analizy i planu ratunkowego ściągnięto specjalistów z Akademii Górniczo Hutniczej. Bo kto może się znać na podziemiach lepiej niż profesorowie zajmujący się górnictwem? Plan ratunkowy przyniósł profesor Feliks Zalewski, który w podziemiach miasta zastosował metodę, znaną ze stosowania w podziemnych wyrobiskach – przestrzenie przez kilkanaście lat wypełniano betonowymi plombami.
A kiedy wyjdziecie z podziemi spójrzcie na kamienicę z innej perspektywy, bo wspomniałem, że była to kamienica typu jarosławskiego. Tu można było wjechać wozami, na parterze i w podziemiach handlowano, a dookoła przestronnego dziedzińca umieszczono na kilku piętrach izby, w których mieszkała rodzina. Rodzina, która na czas jarmarków przenosiła się do mniejszej liczby izb, a te zwolnione wynajmowała kupcom. Aha, kuchnia była z tyłu, by nie marnować w głównej części mieszkalnej miejsca. Miejsce, tak jak czas, to pieniądz.
Opactwo i czarna kaplica
A potem poszedłem do kolejnej atrakcji turystycznej w Jarosławiu czyli do czarnej kaplicy. Zanim jednak tam doszedłem przeżyłem lekkie zaskoczenie, bo w informacji turystycznej na mapce zaznaczono mi punkt widokowy. W rzeczy samej punkt jest, gdzie być powinien. Nie rozumiem tylko, dlaczego na jego zboczach zasadzono drzewa. Bo coś mi się zdaje, że już za około dwa lata z punktu przez te drzewa niczego nie będzie widać. A szkoda, bo widok stąd na mój cel wędrówki czyli dawne opactwo sióstr Benedyktynek, jest stąd pierwszorzędny. W zasadzie jakbym nie widział, że to mury opactwa, to czerwone baszty uznałbym za dawne fortyfikacje zamkowe.
I przyznam, że przyjemnie się idzie trasą do tego dawnego opactwa. Podczas krótkiego spaceru mijamy budynki kościoła i dawnego kolegium jezuickiego, idąc dalej dróżką koło której toczy się zwyczajne życie jarosławian, widzimy przepiękną ceglaną basztę, która stanowi część umocnień dawnego opactwa. Potem jeszcze tylko niepozorna brama i wkraczamy w świat dawnego sacrum. Tak, dziś też jest tu kościół, też jest to rozległy teren z pięknie utrzymaną zielenią, z ceglanymi murami, z odnowionymi budynkami.
Ale turyści przychodzą tu głównie do czarnej kaplicy. Co to takiego? Nie, tu nie było jakichś mordów, nie ma mrocznych historii z masowymi egzekucjami, czy czarnymi mszami. Okazuje się, że czarna kaplica powstała w zasadzie przez przypadek. Niemcy, którzy wycofywali się pod naporem Rosjan i frontu wschodniego, postanowili, że podpalą dawne opactwo. I o ile dach świątyni i baszty, wszystko co było drewniane spłonęło, o tyle w kaplicy stała się rzecz dziwna. Zgromadzone tam chemikalia (takie jak np. karbid) zaczęły się palić, ale nie zniszczyły elementów nośnych budowli. Za to wytworzyła się tak wysoka temperatura, że… zaczęły się topić cegły. Wyobrażacie sobie jak musiało być gorąco, by glina, z której są cegły zaczęła się po prostu topić jak wosk?! Niesamowite… dla tego miejsca na pewno warto tu przyjść.
Co jeszcze warto zobaczyć w Jarosławiu?
Chciałem jeszcze zobaczyć zespół klasztorny ojców Dominikanów (zawsze bawi mnie nazwa ojców dla tych, którzy są zobligowani do celibatu :D, uważam to za zabawne). Niestety w momencie, kiedy przyszedłem tam wieczorem, właśnie zaczęły się religijne celebracje. A ja jako profanum, nie lubię przeszkadzać tym, którzy są we właściwym czasie i we właściwym miejscu, skupiając się na swoim sacrum.
Cóż, spojrzałem tylko na przestrzał przez nawę główną i jedyne co mogłem zrobić, to kiwnąć głową z uznaniem przed przestrzenią pod dachem. Robi wrażenie, ale z drugiej strony kościoły katolickie już tak mają, są nastawione na sprawienie wrażenia, że człowieczek jest malutki, a wiara i Bóg ogromne. Dlatego jakoś nie mam poczucia, że straciłem coś wielkiego jak np. straciłbym nie oglądając kościoła św. Piotra i Pawła na Antokole w Wilnie. Ale to inna historia.
Potem postanowiłem pospacerować po okolicy. Chciałem zobaczyć, jak opisane wcześniej dawne opactwo z czarną kaplicą wygląda ze wszystkich stron. Godzina była już późna, taka szarówka zapadającej nocy, czas między ciemnością i jasnością, czas kiedy wszystko się wycisza i natura przygotowuje powoli do snu. I wiecie co? Odkryłem taki inny Jarosław, bo spacer był przewspaniały. Pal sześć mury, zresztą część z nich jest na prywatnych posesjach, gdzie służby konserwatorskie prowadzą walkę z grawitacją i czasem, by nie pozwolić im się rozpaść.
Najbardziej magiczne było, kiedy wydostałem się nagle do niemalże innego świata. Oto kończy się uliczka, skręcam w inną i nagle po mojej prawej stronie są łąki, nad którymi unosi się opar mgły, ciszy nie przerywają żadne silniki samochodów, jest tylko przyroda…. która jednak nie lubi ciszy i wypełnia ją kumkaniem żab, śpiewem ptaków. Magia! I to zaledwie jakieś półtora kilometra od jarosławskiego rynku.
Na koniec przeżyłem kolejne zaskoczenie, bo prawie nocą wyszedłem pod ratusz i… i nie było niczego. Powitała mnie cisza. Nie było ludzi, nie było też dziesiątek samochodów, nie było niczego. Nie było miejsca, w którym można było usiąść i wypić piwo, drinka czy whisky. Wróciłem zatem do hotelu, zamówiłem kieliszek wina i już chciałem iść do pokoju, jednak zanim to zrobiłem zadałem pytane pani recepcjonistce… Gdzie w Jarosławiu chodzą ludzie w sobotnią noc, gdzie tu się można bawić… Odpowiedź brzmiała: Nigdzie.
Cóż, zatem jak się okazuje Jarosław to miejsce dla tych, którzy lubią spokój. A dla tych, którzy lubią spokój i atrakcje, Jarosław to doskonała baza wypadowa w okolice. Tuż obok jest Przemyśl i jego zabytki, pół godziny dalej znajduje się Łańcut z przecudownym zamkiem i parkiem. A w godzinę dojedziemy do Rzeszowa. Zatem jeśli tylko nie przeszkadza nam, że wieczorem raczej nie będziemy mieli dokąd pójść i wystarczy nam hotelowy barek, Jarosław będzie strzałem w dziesiątkę. Piękne miejsce za rozsądne pieniądze.
6 komentarzy
Bardzo ciekawy wpis 😉 Co prawda nigdy nie byłem jeszcze w tym mieście, jednakże w Bieszczady bardzo często podróżuję 😉 Myślę, że teraz po przeczytaniu Twojego wpisu z pewnością odwiedzę to miasto 😉
Jarosław pozdro 😉
Artykuł świetny, a jako mieszkaniec tego miasta zwrócę uwagę, że to nie klasztor Bernardynek, a Benedyktynek, a opactwo dalej funkcjonuje. Przechodząc do rynku zgadzam się, jeden wielki parking.
Kilka sprostowań:
Kamienica Orsettich, miejsce koncertów, warsztatów, wystaw. Jak na tak małe miasto całkiem fajna jest Sala Lustrzana.
Warto było zajrzeć obok, do kamienicy Gruszewiczów z pięknym gankiem i chyba najbardziej okazałą Wielką Izbą.
Pominął Pan cerkiew grecko-katolicką, która zasługuje na uwagę z racji oryginalnego ikonostasu i świetnej akustyki.
Dominikanie zajęli miejsce jezuitów, stąd też i podwójny chór, a w bocznych kaplicach poukrywały się czeskie motywy.
Czarna kaplica spaliła się od składanego w niej termitu, który już podpalony osiąga bardzo wysoką temperaturę.
Jest jeszcze synagoga, jak w każdym mieście, które żyło z handlu, ale niestety nie działa.
Warto do Jarosławia przyjechać w ostatni pełny tydzień sierpnia, kiedy odbywa się festiwal Muzyki Dawnej. Miasteczko nabiera zupełnie innego tempa. Jordi Savall (laureat Grammy) po sowim pierwszym pobycie napisał nawet utwór Jarosław, a nie jest to jedyny z wielkich muzyków, który tu koncertował lub koncertuje.
Pięknie dziękuję za dopowiedzenie, co jeszcze w Jarosławiu jest ciekawego.
Zdaję sobie sprawę, że nie przedstawiłem całego spectrum atrakcji miasta. I jak to osoba z zewnątrz zawsze będę wiedział mniej niż rodowici mieszkańcy. Tym bardziej doceniam Pana głos.
Co do cerkwi: chciałem, usiłowałem, ale pocałowałem klamkę. Cóż, nie zawsze można jak widać dostać się do świątyni.
A jeśli chodzi o festiwal Pieśń Naszych Korzeni, to już od kilku lat słyszę o nim pochlebne głosy. Kto wie, może nie na cały tydzień, ale chociażby na jeden dzień lub dwa uda mi się za rok zajrzeć. Zobaczę, bo wszystko jest kwestią urlopu.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz!
Nie myślałam, że Jarosław to taka perełka. Muszę znaleźć okazję, by tam pojechać.
Co do tych samochodów w Rynku, to może władze miasta po wyborach samorządowych odważą się zadrzeć z kierowcami i wprowadzą zakaz parkowania? Przez kolejne cztery lata ludzie się przyzwyczają 🙂