Lubomierz jak chyba każde miasto i miasteczko chce się czymś wyróżnić. Ale Lubomierz ma łatwiej, bo przecież tu kręcono część scen z kultowych Samych Swoich oraz dwóch pozostałych filmów z tego cyklu. Nic dziwnego, że powstało tu muzeum Kargula i Pawlaka. W końcu gdzie, jak nie tu?!
Lubomierz miał szczęście, bo ocalał z pożogi drugiej wojny światowej. Nie został zniszczony działaniami wojennymi, nie został też rozebrany na cegły, z których odbudowywano między innymi Warszawę. Ocalał i dzięki temu stał się wdzięcznym miasteczkiem „Ziem odzyskanych” do lokowania w nim akcji filmów. Także wspomnianych „Samych swoich”. I to w jednym ze starych zabytków miasta czyli w Domu Płócienników ulokowano Muzeum Kargula i Pawlaka. Zapraszam do zwiedzania.

Muzeum Kargula i Pawlaka w Lubomierzu
Już od progu witają dwie wielkie postaci głównych bohaterów wspomnianego filmu. Oto nienaturalnie duży Kargul i taki sam Pawlak. W środku zaś pokazano przedmioty, którymi w filmach posługiwało się „kargulowe plemię” i pawlakowa rodzina też. Najwięcej „artefaktów” znajduje się na parterze muzeum i są to na przykład kosa, którą Jaśko wymierzał sprawiedliwość Kargulowi za wtargnięcie na pole Pawlaków. Jest płot, do którego to podchodził Kargul, jako i Pawlak podszedł.


A skoro już byli przypłocie, to słynne garnki, które to tłukł Kargul też na sztachetach wiszą. Stoją blisko roweru, który Wicia wymienił na kota. A przecież wiemy, że następnie Wicia wierzchem przyjechał i to nie na kocie! W gablocie spokojnie leży też granat do świątecznego ubrania, a także sierp tatowy. Ciekawe jest to, że te przedmioty leżą w gablocie… pewnie dlatego, że są na tyle małe, że ktoś inny mógłby je „bezzwrotnie pożyczyć.” Powiedzmy sobie szczerze: wiele jest w Muzeum Kargula i Pawlaka przedmiotów, na widok których można się uśmiechnąć i wspomnieć film.

Nie wypatrzyłem tylko globusa. A przecież w filmie jest scena, w której Wicia szuka na globusie swojej nowej małej ojczyzny. I z tej perspektywy patrząc, to warto na Lubomierz spojrzeć inaczej, przez pryzmat tych ludzi, którzy tygodniami jechali z Kresów Wschodnich, często bez wyboru przesiedlani w kompletnie obce sobie tereny. Do wiosek i miasteczek, w których jeszcze kilka, kilkanaście dni wcześniej mieszkali niemieccy gospodarze. Nagle przyjeżdżali na tereny, które cywilizacyjnie stały jednak wyżej. Stąd nie wiem, czy zwróciliście w „Samych swoich” uwagę na scenę z piecem. Babcia mówi, wskazując na piec kaflowy, że może i chleb się w nim upiecze, ale spać już nie ma gdzie. Cóż, w Niemczech spało się w łóżkach, a nie na piecu czy zapiecku. Dlatego piec… też stoi w muzeum jako eksponat.

Za to na piętrze kamienicy stoją zgromadzone różne przedmioty z lat powojennych. Ot takie troszkę lapidarium. Wielkie radia, szpulowe magnetofony… miejsce, gdzie można cofnąć się w czasie o kilkadziesiąt lat, a jeśli ktoś tych lat ma około 50, to nawet wiedziałby, jak te przedmioty obsługiwać. Kiedyś przecież sam ich używał. Warto też wejść na ostatnie piętro, bo ono poświęcone jest dorocznemu Festiwalowi Filmów Komediowych. Rok w rok wydarzenie to gromadzi śmietankę polskich aktorów oraz tysiące turystów. Wtedy lubomierski rynek przeżywa prawdziwe oblężenie.
Inne atrakcje Lubomierza
Ale czas wyjść z muzeum i oddalić się od Kargula i Pawlaka. Ponieważ właśnie rozwiewały się ciężkie chmury i groźba deszczu, który towarzyszył nam niemal przez cały dzień odeszła w dal, postanowiliśmy wyjść „na miasto”.
A konkretnie poszliśmy na rynek czyli Plac Wolności. To dookoła niego stoją zabytkowe kamienice, a na środku jak przystało na miasteczko, wznosi się budynek ratusza. Nie jest on może spektakularny, ale warto do niego podejść, bo z boku przy sąsiadującym budynku stoi stary pręgierz miejski. Stary, bo z 1530 roku. Zapewne też niejednego obwiesia przy nim przykładnie wychłostano rózgami. Cóż, kiedyś publiczne wymierzanie takiej kary, stanowiło swego rodzaju rozrywkę.

Kary wykonywano w dni targowe, by były przykładem dla innych, co się dzieje, kiedy łamie się normy lub prawo.
A tu trzeba wspomnieć, że na XVI wiek przypada najlepszy czas dla Lubomierza. Stał się ważnym miejscem targów dla handlu przędzą wełnianą. Nie od dziś zaś wiadomo, że na pośrednictwie w handlu powstają naprawdę potężne fortuny.

Idąc już w kierunku samochodu, bo zamierzaliśmy wracać już do naszej bazy w Jeleniej Górze, chcieliśmy zajść jeszcze do Kościoła Wniebowzięcia NMP i św. Maternusa. Niestety krata była zamknięta, zatem pozostało tylko spojrzenie na wnętrze z oddali. Mam nadzieję, że kiedy następnym razem znów odwiedzę Dolny Śląsk, dane mi będzie obejrzeć wnętrze świątyni. I wtedy też zajrzę do Klasztoru Sióstr Benedyktynek, w końcu to sprowadzenie ich do osady, stało się punktem zwrotnym w jej historii. Dzięki duchownym historia przyspieszyła.
Kto wie, może następnym razem w Lubomierzu powita mnie błękitne niebo? Oby!
1 Comment
W Lubomierzu byliśmy kilka lat temu, stojąc pod muzeum Kargula i Pawlaka zastanawialiśmy się czy warto tam wchodzić? Warto ! bawiliśmy się wybornie i często wspominamy . Wszystko jest takie jak opisałeś, jakby czas się zatrzymał, te wąskie wyludnione uliczki z klimatem 🙂 Byliśmy po sezonie cisza i spokój, kościół zamknięty na trzy spusty , nawet przez kratę nie dali popatrzeć !