Dziś zamek w Liwie niemal nie przypomina tej fortecy, która powstała tu w średniowieczu. Nawet otoczenie jest inne, bo dawny zamek postawiony na sztucznej wyspie pośrodku bagna, dziś na łące blisko rzeki.
Niewiele jest potężnych zamków na mazowieckich równinach, ale też w Liwie nigdy nie było potężnego zamczyska, jakie kojarzy nam się np. z krzyżackim Malborkiem czy nawet Reszlem. Tu pośród bagien stanęła warownia, która była strażnicą na granicy Mazowsza i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Trzeba tu od razu powiedzieć, że Mazowsze do Rzeczpospolitej zostało wcielone dopiero w 1526 roku.

Początki zamku w Liwie
Zanim powstał zamek, przeprawy przez Liwiec i ważnego szlaku handlowego broniły drewniane umocnienia. Jednak tereny pogranicza zawsze są niespokojne, zatem władający tymi terenami książę mazowiecki Janusz I Starszy zlecił budowę ceglanego zamku. Stało się to przed rokiem 1429, a zadanie zostało zlecone Niclosowi (Mikołajowi), którego źródła określają jako mistrza murarskiego. Warto powiedzieć, że książę zlecił budowę szeregu fortec na terenie Mazowsza, za przykład niech posłuży np. także zamek w Czersku.
Plany były bardziej ambitne, ale z uwagi na śmierć zleceniodawcy jego następca jak widać nie zdecydował się kontynuować działa w tym rozmiarze, jakie było zamierzone. Podobno dość podobny zamek do tego z zamierzeń, można oglądać w litewskiej miejscowości Troki. Tam też na jeziorze Galve stoi zamek, co więcej pięknie odrestaurowany. Zobaczcie jeśli będziecie mieli okazję.

Warownię zbudowano na sztucznej wyspie pośród bagien, nabitej drewnianymi palami dla wzmocnienia. Jak widać zatem zadanie nie było łatwe.
Zbudowany Zamek w Liwie był prawie kwadratem, bo jego rozmiary to 33 na 32 metry. Mury obronne sięgnęły 6 metrów wysokości, ale nie powstała planowana pierwotnie wieża bramna. Zamiast niej powstał mniejszy występ bramny, a do bramy prowadził rzecz jasna most zwodzony. A do mostu przez bagna biegła droga. Zatem jak widać zamek był dość dobrze zabezpieczony jak na ówczesne potrzeby.

Złote lata pod rządami kobiet
Ale najlepsze lata zamku w Liwie to okres, kiedy Liw należał do kobiet. Pierwsza była księżna Anna z Radziwiłłów, a drugą królowa Bona Sforza.
Księżna Anna postanowiła podnieść walory obronne twierdzy. Wszystko z powodu zagrożenia najazdami ze wschodu, na wypadek wojny lepiej mieć bezpieczną twierdzę, w której można się ukryć. Dzięki jej funduszom zamkowe mury podwyższono ze wspomnianych 6 metrów do 12stu, wtedy też powstała wieża bramna, która szczęśliwie przetrwała aż do dziś. Wewnątrz murów zbudowano Dom Mniejszy i Dom większy, a do tego spichlerz.
Zapewne wtedy powstał też tak zwany przygródek, czyli część umocnień zamkowych, wysunięta przed mury właściwe. Zostały one zbudowane na palach wbitych w bagno, a prowadził do nich długi pomost. A ten rzecz jasna łatwo było zniszczyć i odciąć się od wroga. Na budynki przygródka składały się między innymi magazyny, duża i mała stajnia, piekarnia, kuchnia, prochownia, spichlerze i wreszcie także dwie ufortyfikowane bramy.

Kolejną dobrodziejką zamku w Liwie była królowa Bona Sforza. Także i ona umocniła warownię podwyższając wieżę o dwa piętra, a także zaopatrzyła zamkową zbrojownię. W arsenale znalazło się na przykład aż 28 dużych hakownic, czyli powszechnie stosowanej wtedy broni palnej, służącej do obrony fortyfikacji.
Upadek zamku w Liwie
Niestety po śmierci królowej Bony, nie było już kogoś, kto właściwie zabezpieczyłby zamek. I w zasadzie nie wiadomo, czy takie zabezpieczenia cokolwiek by dały, w obliczu nadchodzącego z północy zagrożenia. Potop szwedzki spustoszył Polskę, a pod naporem armii wroga na osłabione wewnętrznie państwo, padały największe warownie. Dość powiedzieć, że wojskom Karola Gustawa oparło się niewiele twierdz, a wśród nich potężny i dobrze przygotowany Zamość, bogaty Gdańsk, solidnie ufortyfikowany Łańcut i rzecz jasna Jasna Góra.

Zatem kiedy w 1657 roku szwedzka armia ustawiła działa i zaczęła ostrzał, zamek w Liwie był bez szans. Został niestety zdobyty, a następnie spalony. Od tej pory nie odzyskał już swojej świetności. Za to wykorzystano fundamenty Dużego Domu i na jego miejscu zbudowano dwór kancelarii, służący celom urzędniczym. Ale czymś co przetrwało do dziś, jest barokowy dwór, zbudowany w XVIII wieku. Pełnił on funkcję sądu ziemskiego oraz siedziby starostwa.
Mógłbym powiedzieć, że przetrwał do dziś, ale nie byłaby to prawda. Ponieważ niestety także i on XIX wieku podupadł, a zdjęcia wykonane po pierwszej wojnie światowej pokazują, że przetrwały zaledwie niektóre ściany.
Jak hitlerowcy zabezpieczyli polski zamek
Ciekawym okresem z historii zamku w Liwie jest okres drugiej wojny światowej. To wtedy rządzący terenem Polski Niemcy, wydali na twierdzę wyrok. Resztki murów zamkowych miały zostać rozebrane wraz z ocalałą wieżą bramną i wykorzystane do budowy obozu zagłady w Treblince. I tu stał się cud, bo na ich drodze stanął Polak, który dzięki zmyślnemu fortelowi, ocalił ruiny. Lokalny społecznik i polski patriota Otto Warpechowski wykorzystał fakt, że zamek został wybudowany z cegły. A cegła jak wiecie była powszechnym materiałem budowlanym w państwie krzyżackim.

Wmówił on niemieckim okupantom, że zamek w Liwie był najdalej na południe wysuniętym przyczółkiem państwa zakonnego. I o dziwo, Niemcy łyknęli tą historyjkę. Dali się nabrać aż tak bardzo, że zaczęli… remontować te ruiny! Kiedy zaczęli nabierać podejrzeń, było już za późno, armia radziecka, właśnie przesuwała się na zachód. W tak zwany front wschodni był dla niemieckich wojsk piekłem.
Ruiny zamku udało się uratować, a odbudowa tego co przetrwało oraz dworu, będącego dziś muzeum, skończyła się w roku 1967.
Zbrojownia zamkowa
Dziś dawny zamek w Liwie to muzeum, a po części także dom kultury, z uwagi na wydarzenia, które są organizowane przez tą instytucję.
Kiedy o poranku zaparkowałem na rozległym parkingu przy zamku, byłem dopiero drugim samochodem. Nie spodziewałem się zatem tłumu zwiedzających i faktycznie, początkowo byłem tu sam.

Po zakupie biletu w spokoju obejrzałem ekspozycje pierwszego i drugiego piętra, a także bez pośpiechu czytałem wszystkie historie i opisy na tablicach informacyjnych. W zbiorach muzealnych do obejrzenia jest naprawdę pokaźnych rozmiarów kolekcja militariów. Zobaczyć możemy uzbrojenie od średniowiecznego, przez to, czym walczono za czasów wojen napoleońskich aż po drugą wojnę światową. Wszystko to pogrupowane w poszczególnych salach i gablotach. Tematycznie też umieszczono na ścianach historie bitew, które rozegrały się w okolicy Liwu. Ale rzecz jasna nie tylko, bo jest tu też część, poświęcona powstaniu Warszawskiemu. Cóż, Warszawa wcale nie jest tak daleko, zatem uznajmy, że to też okolica 😉

Ale to na co radzę Wam zwrócić uwagę, to piękny piec kaflowy, który znajduje się w dużej sali na parterze. Nie pochodzi on z tego miejsca, lecz został przeniesiony z będącego w ruinie pałacu w Nowej Suchej. Dziś mieści się tam skansen i dwór Cieszkowskich można zwiedzać. Piec jednak pozostał w muzeum.

Wisienką na torcie jest możliwość wejścia na wieżę zamkową. Wystawy w niej zgromadzone nie są może spektakularne, ale za to widok na okolicę, niczego sobie. Chociaż jak już wspomniałem na początku, okolica w niczym nie przypomina tej ze średniowiecza. Po dawnych bagnach nie ma nawet śladu, a rzeka Liwiec to rzeczka, a nie przeszkoda, która mogłaby zatrzymać armię. Dziś to po prostu równina, która przy panującej w Polsce suszy hydrologicznej, nie powstrzyma marszu wojska.
Zamkowa legenda o Żółtej Damie
Zamek nie byłby kompletny, jeśli nie posiadałby własnej legendy. Na tutejszym zamku, najsłynniejszą legendą jest ta o Żółtej Damie. Jak to w legendach bywa, dawno, dawno temu władający liwskim zamkiem kasztelan Marcin, zakochany był bardzo w żonie swej Ludwice. I chcąc jej sprawić przyjemność i pokazać bezmiar swej miłości, podarował jej drogocenny pierścień.
Radość Ludwiki z podarku była jednak krótka, bo po krótkim czasie klejnot znikł. Cóż, zdarza się, złodzieje chodzą po zamkach, zatem z uwagi na niewykrycie sprawców, kasztelan podarował swej oblubienicy drugi, równie piękny i kosztowny klejnot. Niestety, po kilku dniach także i on znikł. Wielka była złość i zdziwienie Marcina, bo takie cenne rzeczy, ot tak nie giną. Zaczął on podejrzewać swą żonę o niewierność! Bo skoro on często bywa w rozjazdach z uwagi na sprawowany przez siebie urząd, to może żona romansuje potajemnie z kimś z załogi i przekazuje mu kosztowności?

Dlatego trzeci pierścień, który jej podarował, dał warunkowo. Powiedział, że jeśli on zniknie, to on uzna ją za wiarołomną. Zwoła wtedy sędziów, a jej los będzie przesądzony. Karą za cudzołóstwo jest tylko śmierć przez ścięcie.
Cóż, pierścień znika. Kasztelan był człowiekiem słownym, zatem zebrał sąd, a ten szybko zatwierdził wiadomy wyrok. Głowa Ludwiki spadła na zamkowy dziedziniec. Ale oto po kilku tygodniach w koronie okolicznego drzewa jeden z pachołków znajduje gniazdo sroki, a w nim… trzy pierścienie. Błyskotki, które ptak ukradł i zaniósł do gniazda.
Marcin zostaje powiadomiony o znalezisku i uświadamia sobie, że przez jego zazdrość i brak wiary w wierność małżonki, skazał niewinną osobę. Tej samej nocy kasztelan, miotany wyrzutami sumienia skacze z zamkowej wieży, ponosząc śmierć na miejscu. Od tego też czasu w noce, podczas księżycowej pełni na zamku zaczął się pojawiać duch Ludwiki.
Godziny otwarcia i cennik
- poniedziałek – nieczynne
- wtorek – sobota od 10 do 16
- niedziela – 11 do 16
- bilet normalny kosztuje 16zł
- bilet ulgowy 8zł
Bilety do kupienia nie później niż godzinę przed zamknięciem.
Przed zamkiem znajduje się spory i bezpłatny parking, zatem na co dzień, nie powinno być problemu z zaparkowaniem.
